– Jesteśmy permanentnie przemęczone, brakuje nam czasu, a nasze dzieci gorzej jedzą. Za to mamy możliwość wyjścia z domu i porozmawiania z innymi ludźmi na tematy wykraczające poza zupki i kupki – mówią te pracujące. – Czy nie boli cię, że nie widzisz, jak twoje dziecko stawia pierwsze kroki – odpowiadają te w domach. Co lepsze?
Jeżeli młode matki mogłyby przyznawać nagrodę za łamanie stereotypów na ich temat, to część z nich na pewno głosowałaby na Agnieszkę Pomaskę. Posłanka PO od dawna ma przypiętą łatkę specjalistki od ekspresowych powrotów do pracy po porodzie.
Pierwszą, kilkumiesięczną córkę zabierała w nosidełku na salę sejmową i głośno domagała się udogodnień dla rodziców. Trzy tygodnie po przyjściu na świat drugiej pociechy siedziała w sejmowych ławach i głosowała za reformą emerytalną. Pech chciał, że niezadowoleni z decyzji rządu działacze NSZZ „Solidarność” postanowili „za karę” uwięzić posłów na Wiejskiej.
I tak poza dłuższą pracą Polacy mieli kolejny temat do dyskusji – gdzie jest miejsce młodej mamy? W domu przy dziecku, czy może ma prawo zostawić je na kilka godzin i załatwić służbowe sprawy?
Opinie, które komentujący umieszczali pod artykułami opisującymi tę sytuację, były skrajne, od „miejscowy MOPS powinien się zainteresować, czy matce, która na cały dzień pozostawia trzytygodniowego oseska, żeby robić karierę polityczną, skakać przez płoty i udzielać wywiadów nie należałoby odebrać praw rodzicielskich” do „Agnieszka Pomaska wypełniała swoje obowiązki zawodowe, a potem chciała wrócić do swoich obowiązków rodzinnych. I to właśnie uniemożliwił jej p. Duda i jego związkowcy. A potem okazuje się, że jest złą matką”.
Wśród festiwalu dobrych rad i konkursów na najlepszy model macierzyństwa wyłoniły się dwa obozy, tych, którzy uważają, że miejsce kobiety jest przy dzieciach i tych, którzy są zdania, że czasy się zmieniły i matka ma prawo robić, co chce, a dziecko od opieki ma też ojca.
I jak nietrudno się domyślić, najwięcej do powiedzenia w tym temacie miały panie.
Dwa światy
Zwolenniczki modelu „dziecko + praca” w raporcie „Ciemna strona macierzyństwa” przygotowanym przez warszawskich socjologów na zlecenie firmy AXA mówiły wprost: „Jesteśmy permanentnie przemęczone, brakuje nam czasu na cokolwiek i nasze dzieci gorzej jedzą. Za to mamy możliwość wyjścia z domu i porozmawiania z innymi ludźmi na tematy wykraczające poza zupki i kupki. Jesteśmy samodzielne finansowo i nie czekamy, aż mąż łaskawie przyniesie pensję do domu. Nie kupujemy argumentów o szkodliwym wpływie żłobków czy przedszkoli na nasze dzieci, wręcz przeciwnie, uważamy, że towarzystwo rówieśników wpływa korzystnie na ich rozwój”.
– Czy jestem złą matką tylko dlatego, że moje dziecko je przecier jabłkowy ze słoika zamiast tego zrobionego przeze mnie? – pyta Ola, mama rocznej Karolinki. – Raz w miesiącu jadę do supermarketu i dosłownie czyszczę półkę z „gerberkami”. W koszyku mam wszystko, od zupek poprzez drugie dania, owoce i warzywa. Policzyłam, że oszczędzam w ten sposób ponad 25 godzin w skali miesiąca. To dodatkowy dzień, który spędzam na zabawach z córką, zamiast stojąc przy garach – tłumaczy. Ewa, jej znajoma z placu zabaw, na którym widują się tylko weekendami, dodaje: – Chciałabym, żeby moja córka wyrosła na kobietę niezależną. Jaki dałabym jej przykład, gdyby od małego widziała mnie tylko w kapciach i dresie, czekającą na powrót męża?
Ale mamy, które zdecydowały się zostać w domu, widzą to nieco inaczej. Jedyne, co łączy je z przedmówczyniami, to zmęczenie, bo wieczne pieluchy, pranie, gotowanie i sprzątanie potrafią odebrać chęć do życia. Większość przyznaje, że przestała o siebie dbać – „nie będę malowała paznokci do mycia podłogi” – mówią i wyciągają z szafy wygodne dresy i luźne koszulki. Męczy je to, że nie zarabiają i są w pełni uzależnione od mężów. Dodatkowo, od kiedy odpadła ich pensja, przyznają, że sytuacja finansowa rodziny nie jest tak dobra jak przedtem. Czasem są też zwyczajnie znudzone. – Kocham mojego syna, ale jak po raz setny siadamy na dywanie, żeby rozrzucać klocki, to mam dość i marzę, żeby wreszcie poszedł spać. A potem mam wyrzuty sumienia, że zła ze mnie matka, bo nie potrafię wymyślić kreatywnej zabawy dla dwulatka – skarży się Sylwia, mama Stasia.
Ale codzienność matki-domowej ma też swoje zalety. Po pierwsze, dużo wolnego czasu, który można spędzać z dzieckiem, obserwując jego rozwój, gotować pyszne jedzenie i mieć chwilę dla męża. – Moja mama wciąż mi powtarza, że czasu się nie cofnie i na starość przyjemniej mi będzie wspominać pierwsze słowa czy kroki Stasia niż godziny spędzone w biurze. Zresztą jeszcze się taki nie urodził, co by na łożu śmierci żałował, że za mało pracował – żartuje Sylwia.
Mama dobra rada
Co mamy prowadzące skrajne modele życia chciałyby powiedzieć sobie nawzajem? Pracująca do niepracującej: „Nawet nie zauważysz, jak przestaniesz mieć własne życie. Wyjdź w końcu do ludzi, a nie tylko ciągle dom i dzieci. Tylko spełniona w pracy mogę być dobrą mamą w domu. Wracając do pracy, nie zaszkodzisz dziecku”. Ale z drugiej strony: „Zazdroszczę ci czasu spędzonego z dziećmi i wolnego czasu. Poświęcaj dziecku tak dużo czasu, jak tylko możesz, bo go nie cofniesz”.
Niepracująca do pracującej: „U mnie przynajmniej mąż jest dopilnowany i dzieci wiedzą, że mają matkę. Nawet nie zauważysz, gdy twoje własne dzieci przestaną być twoim życiem. Czy nie boli cię, że nie widzisz, jak twoje dziecko stawia pierwsze kroki?”. Oraz: „Chętnie bym się z tobą zamieniła, chciałabym wyjść do ludzi. Chociaż wiem, że mam dużo czasu dla dzieci, że widzę ich pierwszy ząbek, słyszę pierwsze słowa, Oj, jak bym chciała czasami iść tak jak ty do pracy i „odpocząć” od ciągłego zajmowania się domem i dziećmi. Jak ja ci zazdroszczę, że chodzisz do pracy i nie musisz liczyć na czyjąś wypłatę”.
– Między kobietami trwa cicha rywalizacja – tłumaczy dr Małgorzata Sikorska, socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego i główna autorka badania „Ciemna strona macierzyństwa”. – Wynika to z faktu, że dzieci to ciągle kobiecy świat, więc matki najbardziej obchodzi zdanie innych matek. Sprawdzają, porównują, wyciągają wnioski. Wszystkie chcą zapewnić swoim pociechom jak najlepsze warunki.
Model się zmienia
Jeszcze na początku lat 90. trzy czwarte respondentów twierdziło, że spełniona kobieta to tylko taka, która ma dzieci, ponad 80 proc. badanych uważało, że praca pracą, ale to, czego chce każda z nas, to potomstwo i zajmowanie się domem. Po 20 latach odpowiedzi się zmieniły. W 2008 r. już tylko nieco ponad połowa badanych widziała spełnienie kobiety poprzez macierzyństwo i niecałe 70 proc. uważało, że chcą głównie zajmować się domem. To wynik badań, które niedawno opracowała dr Sikorska.
– Model matki się zmienia. Coraz bliżej nam do krajów rozwiniętych, gdzie presja na posiadanie potomstwa i siedzenia z nim w domu jest dużo mniejsza – mówi dr Sikorska. – Jednak polskie kobiety wciąż robią przy dzieciach prawie wszystko i niekoniecznie chcą z tego zrezygnować. Oddanie partnerowi części obowiązków oznacza również zrzeczenie się części władzy, jaką mają z tytułu bycia menedżerem domu. To trudna sytuacja, w niektórych przypadkach przypominająca wręcz umartwianie się.
I faktycznie, choć Polki chciałyby, żeby ktoś zdjął z ich barków ciężar codziennych obowiązków, to w sondażu TNS Polska przeprowadzonym na zlecenie „Gazety Wyborczej” dwa tygodnie temu prawie połowa badanych płci żeńskiej stwierdziła, że „matki nikt nie zastąpi w wychowywaniu dzieci”.
Po co w takim razie walka i starania o wydłużenie urlopów tacierzyńskich, które sprzyjają zmianie modelu współczesnego rodzicielstwa? Dlaczego Ruch Palikota chce wydłużenia urlopów dla ojców z obecnych dwóch tygodni do dwóch miesięcy, skoro pod propozycją od razu pojawiają się komentarze: „Niech sobie będzie i sześć miesięcy, lepiej te dwa miesiące dodać matce do macierzyńskiego, żeby mogła jeszcze z maleństwem w domu posiedzieć”.
– Urlop tacierzyński z założenia miał pokazać pracodawcom, że dziecko to również obowiązek ojca i jego przyjście na świat może zaangażować obydwoje rodziców. Matki powinny wreszcie to zrozumieć i czasem odpuścić. Uwierzyć, że nie tylko one potrafią zmienić pieluchę, przytulić, ukołysać i podać smoczka – tłumaczy dr Małgorzata Sikorska i dodaje. – Byłoby dobrze, gdybyśmy chętniej wychodziły z domu. Zostając z dzieckiem na długie lata traci się samodzielność finansową, wypada z rynku i nie podnosi kwalifikacji. Kobiety zbyt długo siedząc w domu, robią sobie krzywdę, chociażby w kontekście wydłużonego wieku emerytalnego. Oczywiście, nie wolno nikogo zmuszać do pracy i te, które chcą, powinni móc zostać w domu, ale w skali społecznej powinno nam zależeć na jak najszybszych powrotach. Są badania, które pokazują, że w krajach, gdzie pracuje więcej kobiet, rodzi się też więcej dzieci.
źródło: wyborcza.pl