Grupa taksówkarzy żąda od radnych Gdańska zmiany uchwały. Powód? Nie chcą, aby na taksówkach trzeba było umieszczać naklejki z informacją o cenach w języku angielskim. – To nielegalne – przekonuje reprezentujący ich prawnik
W tym roku zapowiada się rewolucja na rynku taksówkowym w Gdańsku. Po pierwsze, taksówkarzem może zostać dziś niemal każdy (do tej pory wydawano 10 licencji na rok, teraz na chętnych czeka ich prawie trzy tysiące). Po drugie, za otwarciem rynku poszła liberalizacja cen. Od 15 stycznia każdy taksówkarz może zalegalizować swój taksometr na dowolne taryfy. Warunek jest jeden – informacja o cenach za przejazd musi być wywieszona na szybie taksówki. Radni postawili taksówkarzom jeszcze jeden wymóg: na naklejce na szybie, oprócz informacji o cenach w języku polskim, ten sam tekst musi być podany w języku angielskim.
W przeszłości „Gazeta” często opisywała historie gdańskich taksówkarzy, którzy naciągali obcokrajowców, wożąc ich np. w ciągu dnia na droższej taryfie nocnej. Kiedy informacja o taryfach byłaby podana w języku angielskim, szanse na podobne zagrywki stałyby się dużo mniejsze.
Ale ten przepis nie spodobał się części taksówkarzy. Na początku grudnia do rady miasta Gdańska wpłynęło „Wezwanie do usunięcia naruszenia prawa”. W imieniu kilku taksówkarzy skierowała je do miasta kancelaria prawna. Do taksówkarzy dotrzeć nam się nie udało, ale skontaktowaliśmy się z reprezentującym ich prawnikiem.
– Potwierdzam, wysłaliśmy takie pismo do rady miasta oraz do wojewody. Moi klienci domagają się uchylenia tej uchwały rady miasta – mówi radca prawny Paweł Suprynowicz.
Ustawa o języku polskim i związane z nią rozporządzenia dopuszczają możliwość stosowania dwujęzycznych informacji. – Ale te przepisy dotyczą tylko transportu publicznego, a nie prywatnych przedsiębiorców, właścicieli taksówek – przekonuje Suprynowicz. – Dlatego radni nie mają prawa nałożyć na taksówkarzy takiego obowiązku.
Co z pismem zrobią urzędnicy? – Nie wnikając w ocenę prawną, nie mam wątpliwości, że taksówkarze, którzy domagają się zmiany uchwały, chcą utrudnić turystom z zagranicy dostęp do informacji o cenach za przejazd – mówi Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska. – Co z tym zrobimy? Zobaczymy. Na razie musimy poczekać na przygotowanie dodatkowych opinii prawnych.
– Nie podejrzewałam, że komuś może przyjść do głowy pomysł, aby domagać się zmiany tej uchwały – dziwi się Agnieszka Pomaska, radna PO. – Musimy się przecież starać, aby nasza metropolia była coraz bardziej przyjazna dla obcokrajowców. Napisy w językach obcych powinny być nie tylko na taksówkach, ale i w autobusach oraz tramwajach. Jeśli sprawa trafi do sądu, mam nadzieję, że wygra miasto.
– Ja w tej sprawnie prawników nie wynajmowałem. Kto skierował takie pismo? Nie wiem – odpowiada Tadeusz Kuźnicki, prezes Super Neptun Taxi, jednej z większych gdańskich korporacji. – Dla naszych kierowców naklejki z cenami, także po angielsku, już wydrukowaliśmy. Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Musimy pilnować, aby „małe berety” [taksówkarze jeżdżący poza korporacją – red.] nie psuły nam renomy. Co rusz parkują w niedozwolonych miejscach, np. przy dworcu głównym w Gdańsku i podkradają nam klientów. Potem wożą ich za większe stawki, a ludzie czują się oszukani. Dlatego do wszystkich klientów apeluję: patrzcie uważnie, do jakiej taksówki wsiadacie.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
One comment
Anonim
2008-08-20 at 17:07
Takiego bałaganu jaki wprowadziła P. Pomaska z uwolnieniem cen jeszcze nigdy nie było. Udało się radzie miasta utworzyć mafie taksówkową . Ceny za taryfę oscylują od 2 zł. do 5 zł. Jeżeli ktoś dostanie się do Rady Miasta,to nie jest jednoznaczne,że ma receptę na mądrość.