Bycie posłem to specyficzna praca. Nie mamy umowę o pracę, nie mamy więc prawa do urlopów macierzyńskich. Jeśli kobieta, która niedawno urodziła dziecko, czuje się na siłach, by wziąć udział w posiedzeniu Sejmu, w głosowaniu, co jest obowiązkiem każdego posła, to powinna iść do pracy – mówi posłanka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Pomaska
Agnieszka Kublik: W zeszły piątek, kiedy „S” okupowała Sejm, pani się spóźniła na karmienie piersią trzytygodniowej córeczki. Ile?
Agnieszka Pomaska, PO: Według planu obrady miały się zakończyć ok. 12:30. Ale wróciłam do domu, do Gdańska, dopiero o 22, czyli trochę później niż planowałam. Byłam na to przygotowana. Moja starsza córeczka ma półtora roku, ją też karmiłam piersią, więc wiem, że muszę zostawiać w domu mleko świeże i mrożone. I wtedy, gdy nie dam rady wrócić na czas karmienia, mąż Maciej ją karmi zostawionym przeze mnie mlekiem. Bo młodsza córeczka jest karmiona tylko mlekiem matki, nie je nic innego.
Zanim się pani wydostała z Sejmu, została pani zrzucona z barierki przez związkowców.
– No tak. Nie wiedziałam, jak długo ta blokada potrwa, chodziły plotki, że zostaniemy do następnego dnia. Ja chciałam szybko wracać, bo czekała na mnie córeczka. Próbowałam przejść przez barierkę, tam gdzie związkowców nie było. Ale jak zaczęłam przez nią przechodzić, pojawiła się para związkowców. I mnie popchnęli. Nic mi się nie stało. Podjęłam z nimi negocjacje, powiedziałam, że mam małe dziecko, że karmię piersią i że spieszno mi do domu. Pani mi odpuściła, pan nadal próbował mnie powstrzymać. Ale byłam tak zdeterminowana, że mi się udało.
Kobieta związkowiec była bardziej wyrozumiała.
– Tak, chociaż powiedziała to samo, co przewodniczący „S” Duda, czyli, co ja tu robię, skoro mam trzytygodniowe dziecko?
No właśnie, co pani robi w Sejmie? Ma pani dwoje malutkich dzieci.
– Bycie posłem to specyficzna praca. Nie mamy umowę o pracę, nie mamy więc prawa do urlopów macierzyńskich. Jeśli kobieta, która niedawno urodziła dziecko, czuje się na siłach, by wziąć udział w posiedzeniu Sejmu, w głosowaniu – co jest obowiązkiem każdego posła – to powinna iść do pracy. Ja się czułam na siłach, a mój mąż mnie wspierał i mi pomagał.
Jest na tacierzyńskim?
– Nie, nie ma takiej potrzeby, bo ma elastyczny czas pracy. Ale dzieciom poświęca bardzo dużo czasu. A od kilku miesięcy przy starszej córeczce pomaga nam niania.
Legalna niania?
– O tak, legalna. Mamy też wsparcie ze strony rodziców, zwłaszcza mój tata jest bardzo zaangażowanym dziadkiem. I to jest też dowód na to, że mężczyźni mogą się świetnie realizować będąc opiekunami małych dzieci.
Pani szybko wróciła do pracy i po urodzeniu pierwszego i drugiego dziecka.
– Tak, przy pierwszym dziecku byłam w Sejmie już po dwóch tygodniach od porodu, bo było pierwsze czytanie ustawy o fundacjach politycznych, którą prowadziłam. Przyznaję, że za pierwszym razem powrót do pracy był trudniejszy niż teraz, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wtedy zresztą nie planowałam tak szybko wracać, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. A mąż mnie zmotywował, żeby pojawić się w Sejmie, kiedy okazało się, że jest pierwsze czytanie mojej ustawy. Usiadł ze mną i chłodno przeanalizowaliśmy sytuację. – Zostawisz mi mleko? – zapytał. – Ja: – Zostawię. Mąż: – No to jedź.
I świetnie sobie dał radę. Karmił i przewijał nie potrzebując ode mnie żadnych instrukcji. Było to dla niego naturalne. Od tamtej pory nie mam wątpliwości, że zostawianie z ojcem nawet tak małego dziecka nie przynosi żadnej straty ani dziecku, ani rodzicom.
Nie myślała pani, żeby zostać w domu z dzieckiem na dłużej? Żeby przerwać pracę na kilka miesięcy? Bo te pierwsze miesiące są w życiu dziecka najważniejsze.
– Tak myślałam przed urodzeniem pierwszego dziecka. Bo tak wszyscy robią, bo tak trzeba, bo nie ma innego wyjścia. Ja nie jestem więźniem ani Sejmu, ani domowych obowiązków. Wydaje mi się, że to, iż łącznie obowiązków zawodowych i rodzinnych daje mi satysfakcję, jest ważne również dla dziecka. To nie jest dla mnie żadne wielkie poświęcenie.
Zauważam, że teraz jest mi dużo trudniej zostawiać w domu starszą córkę, która tęskni za mną. A przecież nie musi być tak, że do 18 roku dziecka, czy nawet dłużej, kobieta będzie się zajmowała tylko rodziną. Bo dzieci tęsknią. Mam poczucie, że trudno jest zostawić w domu dziecko czy ma trzy tygodnie czy trzy lata. Pewnie zresztą to starsze trudniej.
Ile dni spędza pani w miesiącu w Warszawie, a ile w Gdańsku?
– Posiedzenia mamy co dwa tygodnie, od środy do piątku, więc w co drugi wtorek jadę do Warszawy. Oprócz tego ponieważ jestem szefową komisji do spraw Unii Europejskiej, jestem w Warszawie w każdy piątek. I mam jeszcze obowiązki jako zastępca sekretarza generalnego PO. Więc w sumie połowę czasu w miesiącu spędzam w stolicy, połowę w Gdańsku. Kiedy młodsza córeczka ciut podrośnie, będę ją zabierała do Warszawy, by móc nadal ją karmić.
W Gdańsku tylko obowiązki domowe?
– Nie, pracuję w biurze poselskim. Wtedy pomaga mi niania i mój tata lub teściowie czy rodzeństwo. Starszą córkę, kiedy miała jeszcze kilka miesięcy, zabierałam też czasem ze sobą na spotkania.
A mąż?
– Obowiązkami domowymi dzielimy się mniej więcej po równo. Każdy z nas równie dobrze radzi sobie z karmieniem, przewijaniem i kąpaniem dzieci. Pomagamy sobie, gdy któreś z nas musi wyjechać.
Wróciła pani tak szybko do pracy, bo nie chciała być zamknięta z dziećmi do domu czy obawiała się pani, że dłuższa przerwa w życiu politycznym będzie oznaczała, że trudno będzie wrócić.
– I jedno, i drugie. Choć nie mogę się skarżyć, nigdy nie byłam zamknięta w domu z dzieckiem i nie czułam się źle, bo tylko pieluchy, karmienie, pranie, gotowanie. Tak nie było. Bo jak wyszłam ze szpitala, to mąż mi zaproponował, żebym, jeśli mam ochotę, poszła na zakupy, wyrwała się z domu, by nie czuć takiego ograniczenia.
Ma pani bardzo mądrego męża.
– Mam. Bez niego to wszystko, co robię nie byłoby możliwe. Bo mąż mnie mobilizuje, bym nie ograniczała się tylko do macierzyństwa. Bo macierzyństwo jest ogromnie przyjemne, ale to jest bardzo ciężka praca. Podziwiam kobiety, które decydują się zostać w domu na dłuższy czas. To moim zdaniem trudniejsze niż powrót do pracy.
Ale polityka to nie jest praca od godziny 8 do 16, zresztą to nie jedyny taki zawód. Nie można tak z dnia na dzień rzucić wyborców. Oni nie muszą wiedzieć, że urodziłam dziecko. Jeśli czuję się na siłach, jeśli mam taką możliwość, by pracować, to dlaczego nie?
W Sejmie powinno być przedszkole?
– Powinno być. Oczywiście nie dla nas, parlamentarzystów, bo my tam jesteśmy od czasu do czasu. Dla pracowników, zresztą takie prośby są. Wiem, że władze Kancelarii Sejmu robiły rozeznanie, jakie jest zainteresowanie sejmowym przedszkolem. I to by nie było nic nadzwyczajnego, widziałam takie w Berlinie, przy Bundestagu.
Ja przedszkolu w naszym Sejmie kibicuję.
źródło: Gazeta Wyborcza
rozmawiała: Agnieszka Kublik