Miałem kontakt z pacjentem, u którego kilka dni później wykryto COVID-19. O tym, że był zakażony, dowiedziałem się pocztą pantoflową. Od sześciu dni nie poznałem wyniku mojego testu.
Pan Michał, ratownik medyczny na szpitalnym oddziale ratunkowym w Gdańsku (zweryfikowaliśmy jego dane i potwierdziliśmy okoliczności sprawy), opisał w mediach społecznościowych swoją historię.
„9 marca miałem bezpośredni kontakt (asysta przy zakładaniu tamponady nosa) z pacjentem, u którego kilka dni później wykryto COVID-19. Niestety już od samego początku, tj. od 17 marca, spotkałem się z sytuacjami, które nie powinny mieć miejsca, jeżeli chcemy skutecznie walczyć z koronawirusem. Informacja, że pacjent był zakażony, doszła do mnie pocztą pantoflową. Decyzja: wymaz z gardła, iść do domu i czekać. No i czekam. Mijają 4 dni, żadnego telefonu z sanepidu. (…) Postanowiłem samodzielnie wykonać telefon. Nikt nic o mnie nie wie!!! Przemiła pani informuje mnie, że rozpoczyna się moja kwarantanna, choć w dalszym ciągu czekam na oficjalnego maila z decyzją. Czy jeżeli nie dostałem informacji o kwarantannie, to przez ten czas mogłem funkcjonować jak każdy normalny człowiek? (…) Jestem zły, w identycznej sytuacji znajduje się kilkanaście osób, nie możemy wrócić do pracy. Minister zapowiada że najgorsze przed nami. Jak będzie dalej? Pozostaje mi tylko powiedzieć – jakoś to będzie”.
Wiadomość została zamieszczona w sobotę. W poniedziałek ratownik medyczny nie miał jeszcze oficjalnego wyniku testów, a minęło przecież już sześć dni od badania. Nie chciał też komentować sprawy ze względu na relacje pracownicze łączące go ze szpitalem. Jednocześnie minęło 14 dni od jego kontaktu z pacjentem.
źrodło: trojmiasto.wyborcza.pl